4

Wlazłem na Mont Blanc :)

Dzwonię do taty:

– Tato! Do krzyżówki potrzebuję: najwyższy szczyt w Europie to jaki jest? 

– No, Mont Blanc.

– Dobra, dzięki, chyba pasuje ale na wszelki wypadek sprawdzimy.

– Jak to sprawdzicie?

– No jedziemy właśnie z Maćkiem Maciejewskim do Francji i za cztery dni atak szczytowy – wchodzimy na Mont Blanc 

Nie uwierzył.

Wow, ale wlazłem tam.

Byłem na szczycie Mont Blanc!

Do tego w służbowej kurtce Pokojowy Patrol – duma 

Niesamowite, zaskakujące uczucie.

„Gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się.”

Grubson

Dość niespodziewanie się tam znalazłem i przyznam, że nie miałem do końca w planach włazić tak wysoko. Ja raczej trekkingowy niż wysokogórski jestem i moje dotychczasowe doświadczenia to maksymalnie. 3600-3900 m n.p.m. w Kirgistanie (pisałem swego czasu o akcji ratunkowej w Kirgistanie)

Ale któregoś dnia odzywa się Maciej i mówi:

„Stary! Miejsce mam wolne, zwolniło i się, za trzy dni wyjazd, pakuj mandżur i wchodzimy na Mont Blanc!”.

„Wariat!” – pomyślałem, zginiemy zaraz w szczelinie albo nas zmiecie z grani.

Lubię takie spontan akcje, więc nie wiedząc do końca w co się pakuję postanawiam zdobyć Mont Blanc.

Maciek uspokaja, że na miejscu ogarnie nas doświadczony przewodnik i ratownik górski, zrobi nam trasy aklimatyzacyjne i dopilnuje żebyśmy wszyscy wrócili żywi.

Zebrałem wszystko co miałem pod ręką, cały islandzki trekkingowy osprzęt i żeby nie być januszem szlaku w japonkach zorganizowałem sobie i pożyczyłem co tylko dało się w takim czasie (dzięki Marta za osprzęt, dzięki Anita za rady) i po kilkunastu godzinach byliśmy w Chamonix-Mont-Blanc aby przybić piątkę z Marcinem „Rutkiem” Rutkowskim i zrobić przegląd sprzętu, przygotować się do aklimatyzacyjnych treningówek.

Pan ma relaks czyli namiot z widokiem na Blanka i mokre gacie.

Co tam się działo i jak przebiegała wyprawa, dlaczego Maciek nie zameldował się jeszcze na szczycie, jak trenowaliśmy i co mówią przewodnicy górscy jak widzą trzy światełka w nocy na lodowcu opowiem w osobnym poście za parę dni.

„Tam musi być jakaś cywilizacja”
To akurat niewielka szczelina, idealna na trening.
Przewodnik zawsze idzie wyżej… a ja kamerą na kiju mogę zajrzeć do jednej ze szczelin, którą mijamy. Marcin miał cały sprzęt ratunkowy i śruby lodowcowe w razie wpadnięcie – nie musieliśmy z nich na korzystać 🙂
Daj batona czyli odpoczynek na pierwszej aklimatyzacji, 4 tys. m n.p.m. zdobyte.

Ale chciałem dwa słowa jeszcze o doświadczeniu na szczycie… Wbrew pozorom, dotarcie, zdobycie szczytu wcale mnie tak nie jarało jak się spodziewałem. Ot, kolejny element całej podróży, trzeba jeszcze zejść bezpiecznie, więc do końca jeszcze daleko.

O wiele ważniejszym, ciekawszym dla mnie doświadczeniem była sama droga i walka ze sobą na trasie.

Byłem zaskoczony, że mój organizm tam dobrze sobie radzi na dużych wysokościach, pamiętam Kirgistan i nie było najlepiej, natomiast tutaj tysiąc metrów wyżej zarówno kondycja spoko jak i oddech w porządku. W każdym razie dałem radę w niezłym tempie (a to już powiedział niezależny ekspert Rutek, więc duma x2).

„To tylko sobie dojdziemy taką przyjemną grańką do schroniska, będą ładne widoczki.”
Tak były, mało z Maćkiem się nie posraliśmy jak trzeba było szukać szczelin na palce i nie było o co zaczepić raka 🙂
Rozgrzewkowa trasa aklimatyzacyjna.

Ale najmocniej wbił mi się do głowy jeden magiczny moment.

Zdjęć nie będzie, więc musicie zamknąć oczy 

Ten moment kiedy postanawiamy zgasić czołówki, mimo, że był środek nocy.

Nad nami bezchmurne niebo, cisza i spokój, światło księżyca w pełni oświetla drogę, przepięknie odbija się od śniegu. Jest zaskakująco jasno, jednocześnie widać gwiazdy, w oddali rysują się kontury otaczających nas gór. Cisza, skupienie, marsz, stopa, za stopą, krok po kroku słychać tylko skrzypienie śniegu. Jak mantra, powoli pod górę. Tylko my i góry, w oddali migoczą światełka czołówek innych zespołów.

Magia, o wiele mocniejsza i ciekawsza od chwilowej satysfakcji na szczycie.

Druga sprawa to lekcja bezpieczeństwa i pokory przed górami.

Tę zawsze mam, ale tutaj miałem okazję liznąć doświadczenia mądrzejszych ode mnie, posłuchać opowieści i na własne oczy zobaczyć ludzką głupotę (niestety często w wykonaniu naszych rodaków – tak, na Mont Blanc nie mamy dobrej sławy).

Bez kasku w góry, na kuluarze, który słynie ze spadających kamieni, solo na lodowiec bez liny bo na youtubie mówili, że szczeliny małe – to był częsty obrazek. Inny typ pierwszy raz ma na nogach raki, ale idzie sam, bez ubezpieczenia, a o linie to słyszał, że to nawet niebezpiecznie bo przecież można partnera pociągnąć w dół (nawet znalazłem ten film w sieci, gdzie padają dokładnie te stwierdzenia, które cytował gość) i potem idą patafiany w góry a przewodnicy górscy załamują ręce). Kobieta, która obsługuje schronisko nie może uwierzyć, że para Polaków która przyszła odpocząć idzie dalej w góry i nie ma liny. Po krótkiej rozmowie zrezygnowana, patrząc na kolejne głupkowate uśmieszki gościa stwierdza „to wasze życie, wasza odpowiedzialność, ale w razie kłopotów wiedzcie, że angażujecie również innych ludzi”…

Ehh, ale to się nigdy nie zmieni i podejście „no jakoś się uda” można trenować latami tak jak z jazdą bez pasów w samochodzie, bo przecież nie raz się udało przejechać i nie było przypału.

Ale to pewnie też kwestia na osobny wątek.

W każdym razie udało się, wleźliśmy na Mont Blanc!

4808 już blisko, tuż przed szczytem, a pogoda i widoczność przepiękne!

Tak wiem, że są spory czy jest to najwyższy szczyt w Europie 🙂

Zdecydowanie zapamiętam to jako fantastyczne doświadczenie i sprawdzenie siebie w nowych dla mnie warunkach.

I dziękuję ogromnie Maćkowi Maciejewskiemu za pomysł, pomoc, zaangażowanie, wiarę i humor i Ty wiesz jeszcze za co – bo to on zrobił to zamieszanie i pewnie niedługo sam stanie na szczycie. Dziękuję też Rutkowi – Marcinowi Proguide Pl bo jest niezłym górskim przekozakiem (nie przegadasz typa) i ogarnie bezpiecznie niejedną wyprawa na różnym poziomie doświadczenia – kto ma ochotę nie tylko na Mont Blanc ale i  trudniejsze trasy – polecam. Marcin na pytanie „ile razy był na Mont Blanc odpowiada, że po 30. przestał liczyć )

Potem skrobnę jeszcze trochę więcej i wrzucę więcej materiałów.

Tam byliśmy gdzie pokazuję paluchem, Blank i inne szczyty w tle.

Comments 4

  1. Cześć. Wow, nie wierzę dosłownie. Kurde, jesteś gigantem. Ja bym w gacie narobił. Marzy mi się bieganie po górach, ale… raczej po górkach 😉 Szacun wielki. A z tymi pasami podczas jazdy samochodem, to miałem znajomego, który uparcie twierdził, że przeżył kiedyś wypadek tylko dlatego, że… nie miał zapiętych pasów. Wyleciał przez przednią szybę i niewiele mu się stało. A podobno w pasach by nie przeżył. No i takiego nie przegadasz 😉 Pozdro, Paweł

Skomentuj Maniek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *