29

Press o sprzedajnych blogerach

Lubię kiedy dziennikarze zabierają się za opisywanie blogosfery, zawsze wiadomo że będzie ciekawie, zwłaszcza wtedy kiedy dziennikarz jest nowy w temacie i o kwestii blogosfery i sprzedajnych blogerów dowiedział się podczas podziału zadań na kolegium redakcyjnym.

Tym razem za blogerów zabrał się miesięcznik Press, który jak mówią internauci z gazeta.pl „press ma równie wielką wiarygodność jak wybiórcza czyli zerową”* i jak zwykle wyszło słabo…

O samym tekście wiedziałem już wcześniej, gdyż miałem okazję rozmawiać z autorką tekstu dwa miesiące temu… i już wtedy wiedziałem że będzie wesoło… ciągłe pytanie „ale dlaczego wy się sprzedajecie?” lekko mnie irytowało… aż żałuję, że nie podesłałem linka do akcji, gdzie faktycznie się sprzedałem. Szkoda, że akurat wzmianka o tej akcji, w tekście w ogóle się nie pojawiła… a to też była współpraca blogerów z firmą…i w dodatku (uwaga) za pieniądze!!!

Jest jakieś takie ciągłe ciśnienie wśród dziennikarzy i teoretyków internetu aby blogosferę ustawić w jakiejś szufladzie, zdefiniować i zamknąć w reguły, a palcem wytknąć tych, którzy się z tych ram wyłamują. Niestety, nie da się tego zrobić, nawet wtedy jakby Press poświęcił na temat blogówe całe swoje wydanie, a nie zaledwie 3 strony. Z prostego powodu – blogosfera jest bardzo zróżnicowana i jest zbiorem indywidualnych autorów, którzy sami wyznaczają sobie granice swojej niezależności. A to niestety oznacza, że łatwo znaleźć zarówno sprzedajnego blogera, który za parę złotych czy kupon wrzuci na bloga każdą informację prasową jak i niezależnego autora, który na swojego bloga w ogóle nie dopuszcza reklamodawców. Znajdziecie również takich, którzy bloga z reklamą nie uważając za bloga, pojawiały się pomysły pisania manifestów antyreklamowych na blogach itp. Znajdą się również tacy (i wcale nie są jakąś mniejszością) którzy w ogóle wykluczają jakąkolwiek współprace z firmami. Inna sprawa, że w naszym kochanym kraju, zawsze patrzą na ciebie spode łba, kiedy zarabiasz inaczej, niż 8 godzin na zmianie w fabryce.

To zróżnicowanie wynika z prostego faktu – każdy z autorów ma swoje własne cele a zakładając bloga nie wkracza w jakąś blogerską sektę, nie przyłącza się do stowarzyszenia blogerów i nie podpisuje żadnego kontraktu… a już na pewno nie podlega jakimś tam regułom blogerskim – jedynie takim, które sam ustala. Dlatego rozśmieszyło mnie zdanie w artykule Press „Czy środowisko blogerów przestało kontrolować komercyjne zabiegi autorów?”. Hmm, jakie środowisko, jakie kontrolowanie? Równie dobrze moglibyśmy mówić o środowisku użytkowników telefonów komórkowych 🙂 Owszem, komentujemy, dyskutujemy, oceniamy… po to są blogi. Będzie chyba końcem polskiej blogsfery (jakakolwiek by ona nie była) sytuacja kiedy zaczną się tworzyć pomysły na stowarzyszenia czy kluby prawdziwych blogerów. Z drugiej strony obserwując zakusy regulatora i prawne pomysły na regulacje sieci, kto wie, czy kiedyś komuś nie wpadnie pomysł na koncesjonowanie blogów 🙂 wydawanie pozwoleń i regulację sieci – wtedy faktycznie przyjdzie blogerom założyć związek zawodowy albo inne stowarzyszenie obronne i skończymy jak stare pryki z PZPN czy ZAIKS-u. Ale to temat na zupełnie inny wpis.

Ok, wrócę jeszcze do sprzedajnych blogerów. Autorka, w artykule dziwi się, że „W Polsce jeszcze kilka lat temu szanujący się bloger nie sprzedawał swego talentu reklamodawcy, bo stałby się niewiarygodny.” Ten temat wałkowaliśmy w różnych dyskusjach na blogach i konferencjach już kilka lat temu. Pamiętam jak na jednej z pierwszych Rewolucji w Komunikacji (cykl konferencji współorganizowanych przez Agorę), chyba to był 2007 rok, mówiliśmy o tym jak to w USA blogerzy mają markę i poważanie, bo firmy są w stanie przekazać im samochód do testów (wow). Wtedy w naszej polskiej rzeczywistości w temacie „zarabiania na blogu” mówiło się o kwotach 100 dolarów na rok z Google AdSense… Faktycznie, więc, kilka lat temu i ten szanujący i ten nie szanujący się bloger nawet jakby chciał, to zdecydowanie nie sprzedałby się reklamodawcy.
W 2008 roku (ile można to Agito wałkować :-), kiedy udało mi się pozyskać sponsora mojego bloga – Agito – tutaj wpisy dla przypomnienia:
mediafun sprzedany
i szczegóły umowy
zasady współpracy blogera ze sponsorem
to rozmowy o kwocie w wysokości 10 tysięcy złotych dla blogera były czymś zupełnie kosmicznym.

Dzisiaj jest sytuacja zdecydowanie inna – wciąż trwa (wracając do samochodów), chyba najciekawsza akcja w Polsce typu firma-pojedynczy bloger – Blogo w świecie BMW, w której autor bloga Blogomotive testuje samochody BMW i wykonuje misje zlecone przez markę. Polecam oprócz lektury bloga również komentarze pod wpisami – bo właśnie konkretny blog, czytelnicy i ich reakcje liczą się najbardziej w tego typu akcjach bloger-firma, a nie komcie na gazeta.pl 🙂

No właśnie, muszę wyjaśnić gwiazdkę dotyczącą opinii o Press z początku tekstu. Podobał mi się zabieg zastosowany w tekście Press, opisujący reakcje internautów na akcje Kominka
„Ale w Internecie gotowało się: „ producentowi ścierwa w bułce – image poważnego dziennikarza poszedł się paść. To tylko odcinanie kuponów w drodze na dno wąwozu. Miłego lotu” – nie krył rozczarowania internauta na Gazeta.pl”
He, he, jak chce znaleźć jakikolwiek wpis na poparcie jakiejkolwiek tezy to szukam na forum Gazeta.pl albo w komciach na Onecie 🙂 – dlatego też pozwoliłem sobie na początku tego wpisu wyszukać coś ciekawego na Press na forum gazeta.pl 🙂

Ok, wróćmy do akcji z blogerami. Przede wszystkim polska blogosfera jest dość niewielka, jakieś sensowne ruchy, większe inicjatywy to wciąż dość niewielka grupa blogerów. Ich nazwy, nazwiska przewijają się co chwila. Pewnie wynika to z naturalnych właściwości sieci kontaktów, zawsze tworzy się jakaś bardziej wpływowa grupa (o tym pewnie mógłby więcej powiedzieć dr Janek Zając) a z drugiej strony kiedy zaczyna się dyskusja o blogosferze, sensowny i konstruktywny głos zabierają jedynie nieliczni.
Ta niewielka liczba wpływowych blogów jest też dobrą okazją dla reklamodawców, bo aby zrobić interesującą akcję w blogosferze nie trzeba stosować reklamowego nalotu dywanowego – wystarczy precyzyjnie i indywidualnie… ale to kolejny temat na całkiem osobny wpis.

Z drugiej strony analizując propozycję kampanii, które dostaje na bloga (również od czasu do czasu konsultuję i oceniam pomysły agencji reklamowych i firm public relations) nie dziwie się nastawieniu autorki tekstu w Pressie. Wiele z nich to niestety wciąż, „zrób kilka fajnych wpisów” a dostaniesz coś oraz dość przedmiotowe traktowanie bloga i blogera. Dość bezczelna „propozycja” jaką swego czasu proponował blogerkom kulinarny serwis Mniami.pl wcale nie jest jakimś wyjątkiem – może nie tak żałosne, ale podobne propozycje wciąż padają. Sam też dostaję pytania, również często od innych blogerów czy np. jeżdżąc Lexusem musiałem mówić o marce, czy wrzucać jakieś słowa kluczowe, czy Lexus miał wpływ na dobór gości do wywiadów… itp. Myślę, że my sami, zepsuci przez media, zarówno czytelnicy jak i dziennikarze, z trudnością dopuszczamy do sytuacji, że można czasem inaczej. Trudno się dziwić podejrzliwości dziennikarza o niezależność blogera, skoro na porządku dziennym jest zapraszanie tych pierwszych do ośrodków SPA w oczekiwaniu na słodki artykulik w magazynach kobiecych. Czy blogerzy otrzymują takie propozycje? Coraz częściej.

Muszę przyznać, że w swoim, nazwijmy to blogerskim portfolio najwięcej mam właśnie niezrealizowanych kampanii 🙂 he, he… najczęściej sytuacja wygląda tak: jest propozycja, lepszy lub gorszy kontakt z agencją (odczuwam też pewien lęk, obawę, w kontaktach – to pewnie przez Kominka i Oetkera, podczas pierwszych rozmów) – zapewniam, że zarówno ja, Kominek jak i masa innych blogerów to spoko goście, którzy lubią ludzi, dyskusje i współpracę na partnerskim poziomie – robienia w ch… nie lubimy, tak jak każdy. Potem jakaś wymiana maili, propozycji i ustalanie warunków współpracy. Tutaj zalecam, aby jednak agencja zostawiła jakąś furtkę na pomysły i sugestie blogera, który w końcu ma być partnerem i współwykonawcą kampanii – zamknięty pomysł, brak elastyczności o odporność na uwagi blogera na sposób na słabą akcję. I tu jest moment kluczowy…o ile najczęściej dla agencji moje zasady są do zaakceptowania to po kilku dniach przychodzi odpowiedź, że reklamodawca jednak się nie zdecyduje. Najczęstszym powodem jest brak kontroli nad blogerem, brak kalendarza wpisów czy obietnicy 5, 7 czy iluś tam wpisów miesięcznie. To najczęstszy powód odrzucenia kampanii. Drugi to wysokość wynagrodzenia (jeśli takie jest, bo to wcale nie jest warunek, tak naprawdę zależy od humoru, sorry, to mało profesjonalne, ale tak jest). W moim przypadku nie ma stałego cennika, ale jeśli robimy (ja, firma, agencja) razem wspólną kampanię, to chyba nikt się nie spodziewa, że w teamie, gdzie produkt manager firmy pracuje za pieniądze, przedstawiciel agencji pracuje za pieniądze, ba nawet kurier rozwożący fanty pracuje za pieniądze, bloger będzie pracował za „umieścimy adres pańskiego bloga na naszej stronie”.

Test niezależności blogera nie przychodzi wtedy, kiedy masz odrzucić propozycję wpisu sponsorowanego za 22,50 zł od blogvertising, tylko wtedy, kiedy nagniesz swoje zasady rozmawiając o kwocie, powiedzmy 5 tys zł. Ile byłbyś w stanie zrobić dla swojego reklamodawcy gdybyś mógł mieć 2-3 takie kampanie w miesiącu?

Ale to tylko moje zdanie i moje zasady niezależności które sam sobie ustaliłem i świadomie wybrałem, zakładając i prowadząc bloga. A nawiązując do dyskusji o niezależności… zawód bloger (załóżmy że wirtualnie istnieje) to najbardziej niezależne i wyluzowane stanowisko jakie kiedykolwiek obejmowałem, bo:
– wstaję kiedy chcę,
– zakład pracy mam pod palcami,
– spotykam się z kim chcę i przed nikim nie muszę się tłumaczyć,
– angażuję się w projekty, które mi się podobają,
– nie mam żadnych limitów wpisów, norm do wyrobienia czy listy blogów do skomentowania,
– nie muszę na blogu nic sprzedawać ani wciskać ciemnoty czytelnikom,
– nie muszę wyciskać z bloga jakiejś określonej kwoty z reklam czy innych akcji,
– nikt mnie nie ochrzania, że już 15:00 a jeszcze nic nie zrobione 🙂
– blog to dla mnie doskonała platforma do kontaktów i spotkań z interesującymi ludźmi w realu,
– temat bloga to moja pasja, więc tutaj czasu zupełnie nie liczę,
– mam doskonałe źródło wiedzy i kontakt z najlepszymi w swojej branży.
Gdzie tutaj czas na nudę, czy zagrożenie niezależności? 🙂

A fakt, czy bloger przyjmie taką propozycję zależy tylko od niego samego… a oceniać jego postępowanie będą jego czytelnicy… No właśnie, czytelnicy… nie dziennikarze, nie inni blogerzy czy przypadkowi komentatorzy ale czytelnicy. A i tak ich opinia nie jest najważniejsza i może wcale się nie liczyć… chociaż tutaj powinienem napisać, że przecież bloga tworzy się dla czytelników i ich opinia jest najważniejsza. Hmm, bloga tworzy się dla siebie, ale to kolejny temat na zupełnie inną dyskusję.

Kolejny akapit, który niestety muszę kończyć „a to temat na zupełnie inny wpis” – wiedziałem, że tak będzie, kiedy zaczynałem komentować artykuł Pressu. Materia blogowa jest przede wszystkim zróżnicowana i bardzo trudno wysupłać definicje i jakieś reguły. Kiedy taką próbuję ustalić, zaraz znajduję przykłady, które zupełnie jej przeczą a wciąż dotyczą blogosfery. To chyba w samej blogosferze jest najbardziej fascynujące… a temat niezależności, coś, każdy ustala i każdy broni jest w swój sposób. Jeśli przyjętą strategię bloger jest w stanie obronić, są ją w stanie zaakceptować czytelnicy – to czemu nie. Co interesujące… wcale nie musi być to uczciwa strategia – blog to podwórko blogera i jego decyzja, jego odpowiedzialność i jego „ego” 🙂

Cały czas funkcjonują i mają się dobrze:
– blog Antyweb, na którym Grzesiek Marczak zapowiedział, że do testów przyjmuje tylko te urządzenia, które może potem zatrzymać dla siebie lub rozdać czytelnikom (aktualne to jest? Grzesiek?);
Kominek, który starannie dobiera reklamodawców i jednocześnie nie dopuszcza krytycznych komentarzy dotyczących reklamowanej marki;
AK74 czyli Artur, który na szczęście odpuścił kiepskie wpisy na Facebooku z początku kampanii CitiMobile na rzecz łagodniejszych, ale chyba słabo pasujących do założeń akcji;
Natalia Hatalska, która wraz ze mną 🙂 sprzedała się wraz ze mną jako twarze kampanii Windows 7 na billboardach i nie skrytykowała za to Microsoftu na blogu 🙂
Krzystof Lis, który na blogach zarabia różnymi metodami i konsekwentnie swoje boje monitoruje, opisuje i wprost deklaruje, że pisze dla kasy.
Blogomotive.pl na którym Rafał wykonuje kolejne misje BMW a czytelnicy mu kibicują;
– blogerki kulinarne, które pisząc o zdrowym odżywianiu, jednocześnie są nękane kampaniami kostek bulionowych czy innymi ładunkami „witaminy E”;
– vlogerki kosmetyczne, jeszcze chyba nie odkryte przez naszych marketerów…a tam to się będzie działo, kiedy marketerzy okryją znaczenie takich pojęć jak „haul”, „OODT” czy „ulubieńcy miesiąca”.

Polecam jest komentarz Kominka do tego tekstu, jak i sam artykuł w Pressie – aby go przeczytać, trzeba pofatygować się do sklepu (15 zł) albo na egazety.pl (12 zł) lub nexto.pl (12 zł).

Comments 29

  1. Budziku znowu zabolalo bo nie bylo piania na temat naczelnego lansera polskiego blogosfery?

  2. tlumacza sie winni

    zreszta kogo to obchodzi, szczerze zaglanolem tu pierwszy raz od 5-6 miesiecy z nudow

    bloger pisze co mu sie widzi w glowie jak pisze na zamowinie to nie jest blogerem i tyle, jedynie musi podtrzymywac w okolo ze blogerem jest bo to trendi i daje znak otoczeniu ze jest niezalezny taka siema ktorej w okolo jest pelno

    do zobaczenia za kolejne pol roku

    nuda

    1. Post
      Author

      a co, wysmażyłeś komcia, pojawił się i nagle zniknął? może wpadł do spamu, sprawdzę później

  3. toś się rozpisał 🙂 ale dobrze, sama prawda
    wiesz ja czasem zastanawiam się czy media mają bloggerów za the-bili?! ale co się dziwić skoro na co 3 blogu co 2 wpis to reklama za 3 torebki budyniu lub 100zł- przy czym musisz kupić produkt za 3zł, upiec coś, zrobić foto i opisać (3 wpisy + 3 wpisy na FB) – pięknie
    wolę nie reklamować nic i mieć święty spokój niż robić ze swojego bloga słup ogłoszeniowy za 20zł

    nie mówię, że nie przyjmuję ofert, pewnie że z chęcią przetestuję nową na Polskim rynku patelnię i to opiszę- ale opiszę tak jak naprawdę uważam a nie tak jak mi kazą, nie będe musiała jej kupować i robić 10wpisów zachwalających ów sprzęt

    a najbardziej wkurza mnie jak ktoś zaczyna rozmawiać o współpracy (nawet nie poruszony został jeszcze temat pieniędzie, ale jestem na tak bo pomysł mi się podoba, nawet za freee) i po 2 tygodniach milczenia informują, że zmienili strategię marketingową… przykład? makarony Barilla
    takich przykładów mam tysiące

  4. Press jest zajebisty. Chyba chcą wyznaczać standardy w mediach : ) Do dzisiaj mam w swoim archiwum taką perełkę wydawniczą – wydanie Pressu chyba sprzed 5 czy 6 lat. To jest numer, w którym ok. pół wydania poświęcili o tym, jak to bardzo nieładnie redakcje gazet kooperują ze swoimi działami reklamy, aby za każdy tekścik brać jakąś tam kasę. I w tymże wydaniu periodyku Press był przyłączony dodatek specjalny. Składał się on z samych reklam graficznych obok których stały redakcyjne teksty na temat biznesów znajdujących się na reklamach : ) Taki paradoks medialny.

  5. Pingback: (m259) I znów to samo… : BLOGOMOTIVE – rasowy blog motoryzacyjny

  6. Jaki jest problem z czasopismem "Press"? Ano taki, że redaguje go samozwańcza elita. I choć to co powiedziałem, brzmi jak linijka wycięta z jakiegoś skrajnie ukierunkowanego parapolitycznego periodyku (obojętnie, czy z lewa, czy z prawa), takie właśnie niestety odnoszę wrażenie. Poza tym warto czasem lekko zmiażdżyć konkurencę, gdy czuje się jej oddech na plecach – zwłaszcza gdy te "elektroniczne" wypociny coraz częściej górują jakościowo i merytorycznie (zwłaszcza!) nad tymi "poważnymi", naniesionymi drukarską farbą.

  7. No to ja się pewnie ku**** za kite'y i surf . Każdemu tego życzę!

    A o kosztach alternatywnych może niektórzy słyszeli? 😉 No tak, w socjalistycznych główkach nie ma takiego pojęcia.

  8. Lubię czytać Press, ale tutaj mamy małe przegięcie. Ktoś pisze o rzeczach tak mu odległych, jak inne galaktyki. Autorem tego tekstu powinna być osoba, która na blogowaniu "zjadła zęby". Wtedy mielibyśmy do czynienia z fachowym artykułem, bo przecież za fachowy miesięcznik chce właśnie uchodzić Press. Jak tak dalej pójdzie, to za 2 miesiące pojawi się artykuł o Facebooku, którego autor nigdy nie miał na nim konta.

  9. Po nie tak dawnym Blog Forum w Gdańsku napisałem coś o wolności vs. sprzedajności blogerów http://mirekpolyniak.wordpress.com/2010/12/17/blo
    i okazuje się, że temat nie stracił nic na aktualności – bo nadal wszyscy, którzy blogów nie piszą chcą ustalać standardy blogowania właśnie.
    Oczywiście – powtórzę samego siebie 😉 – podstawą uczciwości i wiarygodności blogera jest jawność, które treści na blogu są reklamowe/sponsorowane i koniec!

  10. …a mi nadal się marzy współpraca dla działań całościowych facebooka, youtuba (nawet specjalnie sprecyzowanego kanału do kampanii)… strony www. która była by dedykowana do kampanii no i 3-4 blogerów którzy w ramach jednej kampanii pisali by czy też tworzyli by otoczkę historię, opowiadanie kampanii…. bo każda kampania niesie jakiś przekaz i cały pic polega na tym że strasznie ciężko zobaczyć ten przekaz zrobić ewent i pokazać go … patrz heineken… znacie naprawdę fascynujący przykład z Polski który był by cytowany na świecie …. hmmm nie łatwe zadanie 😀

  11. Mowisz, ze dziennikarka nie zna się na blogosferze… podobnie Ty nie znasz się na polskich vblogach kosmetycznych… dziewczynami już od jakiegoś czasu zainteresowały się firmy kosmetyczne…i dostają od nich róznego typu produkty.
    Nikt nie wie wszystkiego jeśli nie siedzi w temacie 😉 To tak a propo 😉

    1. Post
      Author

      @Marta to że dostają, to wiem, prosty sampling jest już stosowany od lat (pewnie Streetcom i inne firmy już mają ten temat dawno opracowany) i w tym nie ma nic nowego. Miałem na myśli większe przedsięwzięcia niż wysłanie blogerce próbek kremu. A może faktycznie nie wiem, może jest jakaś blogerka z którą duża firma robi jakąś dużą, długotrwałą akcję – sponsoring bloga, patronat bloga, zaproszenie vlogerki do siedziby firmy, duży event dla vlogerek. Było coś takiego? Pamiętam kilka lat temu Vichy (+Heureka) podczas dni zdrowej skóry zrobiło specjalny dzień dla blogerów, ale wtedy vlogerek kosmetycznych specjalnie w Polsce nie było zbyt wiele, na miejscu też nie widziałem wielu. Może znasz jakieś inne akcje?

      1. Maćku, polecam pod tym względem blogi perfumeryjne i vlogi manicure. Jest tam sporo więcej niż sampling (choć tego jest najwięcej). Nie chcę wybiegać przed szereg, ale jedna z Perfumianek dostała propozycję stworzenia własnego zapachu, a na projekt butelki ma być konkurs. Podejrzewam, że jesień tego roku, albo w przyszłym będzie całość realizowana (tworzenie zapachu trochę trwa).

      2. wg. mnie sampling jest o.k. jeśli nie wymaga się od bloggera zachwalania produktu, nie moderuje się wpisu o tym produkcie i nie trzeba robić z bloga słupa ogłoszeniowego 🙂

  12. A Press to się nie sprzedaje powierzchni w magazynie reklamodawcom? Założe się, że reklamodawcy też uzależniają wykupienie reklamy od nakładu Press’a.

    Aż dziwi mnie, że chciało się Maćkowi tyle czasu poświęcić na taki bzdurny temat.

  13. Pingback: Mój komentarz do artykułu w Pressie : hatalska.com

  14. Pingback: Ja, RAFi – o mnie i o was » Press ugryzł niczym giez

  15. Ciut chaotycznie, choć zawsze warto poznać pogląd "drugiej" strony bezpośrednio…

  16. Pingback: Blog NetCenter Solution · Prasówka 05.05.2011

  17. Każda sroczka swój ogonek chwali… Albo może inaczej – prawda w oczy kole?

  18. Bardzo dobry wpis.
    Miales chyba niezla wene, żeby tyle pisać. Mi kiedyś zarzucono, ze jeden z moich wpisow na blogu to czysta reklama samego siebie hmmm jakoś nic zlego w tym nie widze to w końcu moje podworko jak to napisales.

  19. Pingback: Przegląd tygodnia [Przgląd SM] | naFejsie

  20. Pingback: Perełki z sieci #13.05.2011 :: LewandowskiBlog.pl |

  21. Pingback: Antyweb to jeszcze blog? | Giełdowe Blogi – zbiór najlepszych polskich blogów giełdowych

Skomentuj agata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *