Mój cykl „kręte drogi polskiego product placementu” coraz bardziej mnie bawi, ale często też wprawia w zdumienie.
Od kilku tygodni stacja Polsat emituje polską wersję programu Hell’s Kitchen. W oryginalnym formacie prowadzącym był żywiołowy,wybuchowy i teatralnie obrażający innych uczestników Gordon Ramsay. W polskiej wersji prowadzącym (i głównym besztającym innych uczestników) jest Wojciech Modest Amaro – co jest kluczowe dla tego wpisu – przedstawiany jako właściciel Atelier Amaro, pierwszej i jedynej polskiej restauracji, która otrzymała gwiazdkę Michelin, znawca smaku, pasjonat polskich produktów i ogromnie wyczulony ich jakość, kreator smaku. Zresztą pierwszy odcinek Hell’s Kitchen Piekielna Kuchnia nie pozostawiał złudzeń – pan Amaro oceniając potrawy przygotowane przez uczestników programu nie dał im żadnych szans, czepiając się każdego szczegółu, wykończenia, detalu w smaku itp.
A teraz zajmijmy się jednym ze sponsorów tego programu – firmą Kamis. O ile obecność przypraw i ich lokowanie jest całkowicie zrozumiałe (i kontekst i kuchnia – naturalne środowisko) to pojawianie się wszelkiego rodzaju gotowców, fixów i innych składników w kuchni, którą zarządzają profesjonaliści chorobliwie wyczulenia na jakość potraw i użytych składników już zastanawia. Z jednej strony nie ma prawa wyjść z kuchni żadne danie, które nie będzie zaakceptowane przez szefa – wystarczy źle posypane ziółko, krzywo położony śledzik czy za wcześnie zamieszana sałatka i potrawa leci do kosza. A tymczasem na zapleczu uczestnicy zajadają się cynamonowymi racuchami z paczki – hmm, cała prawda o polskiej gastronomii.
Zdaję sobie sprawę, że program Hell’s Kitchen nie jest programem o gotowaniu – to show w mnóstwem ustawianych scen, „wypikanymi przekleństwami” (wydaje mi się, że w polskiej telewizji jest to program, w którym najczęściej używa się „pikacza”) i bliżej mu do Big Brothera czy Warsaw Shore niż do programu kulinarnego. Więc i odbiorcą nie jest tutaj koneser smaku i poszukiwacz kulinarnych doznań, ale fotelowy miłośnik szybkiego, praktycznego żarcia, który ma ochotę na chwilę rozrywki przed telewizorem. Więc ten paradoks perfekcjonizmu na kuchni i fast foodu na zapleczy z jednej strony mnie zdumiewa i kłóci się z moją logiką – ale jeśli spojrzeć na niego okiem marketera to jest zdecydowanie przemyślanym posunięciem. Nie wiem czy zgodzicie się z moimi obserwacjami, ale wbrew swojej logice uważam to za genialne posunięcie.
Oczywiście sam mistrz Amaro nie pojawi się w kadrze z żadnym fiksem Kamisa czy gotowcem w ręku – te rolę przejmują uczestnicy. Jeśli w programie zostanie ścisłe grono finalistów, przed rozstrzygającym odcinkiem, gdzie będą musieli przygotować idealne posiłki, to też będą pożywiali się zupą w proszku? Pewnie tak 🙂
Comments 34
i jeszcze film – dowód rzeczowy 🙂 https://vimeo.com/92797625
Pozostaje smalczyk roślinny na zgodę! 😛
Mnie zawsze rozbrajało sypanie na potęgę mielonego pieprzu z torebki – jaki szanujący się kucharz tak robi?
i film – dowód rzeczowy 🙂 https://vimeo.com/92797625
Tez zwrocilem na to uwage. Bo na koncu rzadzi zasada – klient placi, klient wymaga. 😉
Chyba Maćku nie uważnie oglądasz. Amaro powiedział nie raz, że nie mają pojęcia o gotawniu!
A tak serio to zniechęciły mnie te fixy. Pracę w Atelier Amaro i 100k złotych ma dostać kucharz, który „w chwilii wolnego czasu na gotowanie” wyciąga fix kamisa. Wiadomo, że reklama reklamą, ale ten krok nieudany.
Dominik Odare Prokop zerknij do wpisu – tam trochę szerzej nad tym się zastanawiam – z jednej strony brak logiki, ale patrząc na grupę docelową i o czym tak naprawdę jest ten program – to chyba dobre posunięcie
Kompletna kompromitacja. Przebija to nawet kapitana Baranowskiego i jego „łódkę Bols”. I tu słowo wyjaśnienia, bo ten przykład może być niejasny. Jest w środowisku żeglarzy, do których zresztą sam się zaliczam, arcyświęta zasada, że na jacht nie mówi się „łódka”, bo to po prostu obraza.
Ale nowość zupełnie jak Prymat w kuchennych rewolucjach 🙂
Totalnie zżynka z Prymatu. Słabe
Przecież ten program oglądają wszyscy, nie tylko ludzie pokroju Amaro. Dlatego reklama produktu typu racuchy jabłkowe 😉 jest moim zdaniem jak najbardziej OK! I zawodowy kucharz znajdzie coś dla siebie i kompletny laik z zakresu gotowania. Moim zdaniem o to właśnie chodzi.
Tam aż zielono od lokowania produktu! Nie rażą np wszywki na fartuchach, dało by się przełknąć tony przypraw, ale już gotowce budzą śmiech i zażenowanie 🙁
A ja myślę, że to jest świetna posunięcie marketingowe, które wcale nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem.
Uczestnicy programu wykrozystują fixy Kamisa poza rywalizacją. Widać, że jest to szybkie i smaczne jedzenie, które je każdy – nawet kucharze.
ALE, jeśli chcesz zjeść idealnie przyrządzoną potrawę z prawdziwych składników, proszę bardzo – idź do restauracji.
Target też idealnie dobrany, udany ten product placement 🙂
ale Prymat z tego co kojarzę nie produkuje gotowców (dodaj wody i masz zupę) ale mają przyprawy i chyba musztardy..
Joanna Surówka obejrzyj video – fix racuchy to chyba właśnie taki gotowiec
Przemysław Pająk wiedziałem, że zareagujesz 🙂
Właśnie widziałam i chyba masz rację, że to tak pod publiczkę.
Broniłam tylko Prymatu:D
Marcin M. Drews a o tym nie wiedziałem, coś jak bokser i pięściarz 🙂
Moim zdaniem byłoby to mocno słabe dopiero gdyby używali tego w kuchni (zresztą nie wyobrażam sobie żeby Amaro się na to zgodził). W części restauracyjnej lokowane są tylko talerze. W domu uczestników nie widzę specjalnego problemu bo po pierwsze większość z nich nie jest w ogóle profesjonalnymi kucharzami, a po drugie nawet wybitni kucharze w domu nie robią sobie bóg wie jak fikuśnych potraw (choć zgadzam się, że z fixów pewnie też raczej nie korzystają:))
Mnie w tych ostatnich product placementach (bo nie tylko tu, podobnie jest np. z Rocco w Voice of Poland) bardzo drażni zagubienie idei. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy postać piła herbatę, a zupełnym przypadkiem okazywało się, że to Lipton. Teraz pokazuje się logo, a na siłę wymyśle co ta postać ma z tym zrobić i właściwie trochę wszystko jedno, czy tego Liptona to ona wypije, czy ponosi na głowie. Wydaje mi się, że przez tę nachalność cała idea product placementu bierze w łeb.
(Ale pewnie się nie znam, bo ja techniczny, nie marketingowy.)
Co do języka to jest on tak samo – a może nawet mniej – soczysty jak w wersji oryginalnej z USA, ale w wersji amerykańskiej nie dość że nie widziałem fixów i innych gotowców które się pojawiają tak często że aż boli to nie ma tam również za bardzo pchania „produkt plejsmentu”. A u nas… a co tam… sponsor mówi że ma być go dużo to dajemy gdzie się da.
Polskie wydanie HK przypomina mi trochę reklamę DAFI – co drugie słowo i prawie każdy kadr to Kamis. Tak więc droga gawiedzi Dzień Kamis dla nas wszystkich.
Tzw. branża też ogląda, przede wszystkim dla Wojtka Amaro. Problem jest gdzie indziej – WA firmując swoją twarzą program jako całość, w świadomości odbiorcy, któremu jest on dedykowany, firmuje też i fixy. Bo jak już ustaliliśmy odbiorca ten nie jest ani marketerem, ani medioznawcą, ani nikim podobnym i raczej nie będzie tego rozdzielał. Ergo – program traci walor edukacyjny (bo takie głosy też czytałam) i sprowadza naszego jedynego gwiazdkowego szefa na poziom dla jego wizerunku niekorzystny.
Dodałabym jeszcze do polsatowskiego product placementu program Top Chef i piekielnie nachalne reklamowanie płynów do naczyń – w każdym odcinku przynajmniej siedem-osiem razy kucharz mimochodem wstawia zmywarkę, przy czym najazd na płyn do naczyń aka tabletki do zmywarki trwał 2-3 sekundy, żeby każdy się dobrze przyjrzał 🙂
nie oglądam (już) to jest totalne dno i tak, masz rację „bliżej mu do Big Brothera czy Warsaw Shore niż do programu kulinarnego”. Aż wstyd patrzeć kto i jak się tam pokazuje (prowadzący, goście, uczestnicy, marki sponsorujące). I tego bigosu kompletnie nie ogarniam Jedyny polski gwiazdkowy szef, nagroda finansowa i praca w gwiazdkowej restauracji, a z drugiej strony rzekomy target, który łyknie fixy i placki z proszku? gdzie tu spójność???? W TOP CHEF Polska też dośc toporny product placement, ale mający sens, sporo sensu. no i program z przyjemnością się ogląda (mino minusów ujemnych ;))
100% racji w tekście. Tym fragmentem programu Polsat zabił cały format. Może niebawem w Atelie będą placuszki Kamisu z elektroakustycznej wybąblarki, czy jak tam się nazywa to urządzenie w kuchni molekularnej?
Żenada straszliwa, obejrzałam z ciekawości jeden odcinek po Twoim poście. A zwróciliście uwagę na prodakt plejsmentowe wstawki typu Warszawa a’la New York?
Magda Lena akurat Warszawa, szczególnie w nocy, ujęcia z powietrza wygląda mega pięknie, mi się podoba
Pięknie na pewno, ale to czysta kreacja…. Chyba że Wawa faktycznie taka piękna i kolorowa nocą jest.
Telewizja i kazdy program idzie w kase kosztem jakosci. Czego jak czego ale mojej internetowej telewizji nie mozna zarzucic sprzedania sie mimo masy ofert na dedykowany odcinek. Internet ma honor … Tv juz nie
W tym wątku wypowiedział się jeden z uczestników na temat tych fixów ” ps to lokowanie produktu jest masakryczne, zgadzam się z wami w 100% a placki o których mowa… bleeeeee….. są niedobre….” https://www.facebook.com/izabella.kulinska/posts/693486097360018?stream_ref=10
Pingback: Lokowanie produktu | Blogodynka.pl
Maćku, bardzo trafne spostrzeżenia…
Oglądałem tylko jeden odcinek i nawet tych fixów nie zauważyłem (ot, kolejne przyprawy – myślę – u Magdy Gessler jest Prymat, a tu jest Kamis, nic nowego). Czuję się tym naprawdę…zniesmaczony
Dosyć żałosne te fiksy w tego typu programie… Sama uwielbiam gotować, jedzenie jest moją pasją i często chodzę po różnego typu gastronomiach (nie wszystko da się nazwać restauracją) Jestem szczególnie wyczulona na trzy rzeczy które często sprawiają że wychodzę z lokalu nie składając zamówienia. Po pierwsze co normalne dla każdego – czystość, drugie – dźwięk mikrofalówki (od razu wiadomo że oprócz dania z przed trzech dni możemy mieć podanego jakiegoś syfa) i trzecie – tego typu fiksy i gotowe sosy. Wydaje mi się że korzystanie z tego takich rzeczy to nie tyle brak wyobraźni co lenistwo. Przecież wystarczy spojrzeć na skład, i samemu pomieszać zioła…