14

PRowcy wstają wcześnie

Z jednej strony mam wrażenie, że jest coraz lepiej jeśli chodzi o kontakty blogerów z firmami, agencjami PR lub reklamowymi – coraz mniej żenujących wpadek czy błędów. W końcu zdarza się, że bloger coraz częściej jest traktowany jako parter w kampanii, a nie jako ostatnie ogniwo do trzaskania postów. Sam zresztą na szkoleniach i wykładach namawiam firmy do zapraszania blogera, potencjalnego kandydata do kampanii już na etapie planowania akcji – znajomość środowiska, swoich czytelników i różnych blogowych niuansów innych dla każdego bloga, może sporo wnieść do planowanej kampanii – nawet jak bloger niekoniecznie ogarnia tematy związane z marketingiem i reklamą. Spotkanie, rozmowa zawsze bardzo dużo wnosi dla obu stron – już na etapie planowania. A przede wszystkim zaoszczędzi wielkiego zdziwienia kiedy agencja proponuję super-mega-hiper akcję blogerowi wierząc, że jego czytelnicy dostaną orgazmu za widok kilku smyczek czy 5% zniżki 🙂

Moją ulubioną sytuacją (miałem już kilka takich przypadków) jest oczekiwanie agencji (przypomnę, agencja obsługuje klienta, kasuje go słono za kreatywne pomysły i realizacje) że to ja wymyślę całą akcję, bo jakoś agencja nie ma pomysłu, nie ogarnia blogosfery… ale coś z tymi blogerami fajnie byłoby zrobić…. tylko co…. „to jak coś wymyślisz to zadzwoń” 🙂 ehhh…

A jak już jestem przy narzekaniu, to kilka obserwacji Pawła „FrostBite” Iwaniuka z DailyTECH.pl o kontaktach z PRowcami – sprzedawcami reklam (wpis gościnny):

Czas na krytykę pewnych agencji PR. W styczniu odbyłem kilka rozmów (wtedy myślałem nawet, że całkiem ciekawych) ze wspomnianymi instytucjami. Rozmowy dotyczyły kampani reklamowych na DailyTECH.pl. W trakcie odniosłem nawet wrażenie, że część PRowców zajmują się już wyłącznie kupnem powierzchni reklamowej.

Ale do rzeczy. Scenariusz tych rozmów zawsze wygląda tak samo. Telefon dzwoni około 8:00. Wiadomo, PRowcy to przodownicy, którzy zaczynają dzień pracy, gdy wałkonie-blogerzy jeszcze śpią. Ok, to było złośliwe. Wielu reprezentantów tej branży znam i prywatnie bardzo lubię.

Styczniowe rozmowy wyprowadziły mnie jednak nieco z równowagi. Jak już wspomniałem, telefon dzwoni około 8:00.

PRowiec: Witam. Nazywam się X i dzwonię z agencji Y. Czy mam przyjemność z Panem Pawłem Iwaniukiem?
Ja (chwilę zajmuje mi przypomnienie sobie kim jestem, bo to w końcu środek nocy jest): Eee… Tak, to ja.
PRowiec: Panie Pawle, mamy klienta dla którego chcemy przeprowadzić kampanie reklamową. W trakcie naszego researchu, wybraliśmy między innymi DailyTECH.pl z grupy ponad 300 branych pod uwagę blogów.
Ja (staram się przypomnieć sobie nazwy przynajmniej 15 polskich techblogów): Aha.
PRowiec: W związku z tym chcemy wykupić reklamę na DT.
Ja: Jaka jednostka Państwa interesuje?
PRowiec: Jednostka?
Ja: W sensie baner. Jakiej wielkości baner chcą Państwo wykupić?
PRowiec: Jak największy.
Ja: Mogę zaproponować 300×250.
PRowiec: A jaka byłaby cena?
Ja (w tym momencie wiem już, że mój rozmówca badał DT maksymalnie 15 sekund i do cennika reklamowego, obecnego na stronie, nie dotarł): 400 zł za miesiąc.
PRowiec: Dobrze, przygotujemy grafikę reklamy i prześlemy ją Panu w piątek do akceptacji (jest wtorek).
Ja: Super, fajnie. Oczywiście wystawiam Państwu f-vat, tak?
PRowiec: O, a ma Pan firmę? To dobrze (dzwonił na firmową komórkę, więc numer mógł mieć tylko ze strony mojej firmy).

Tak mijają 4 tygodnie ciszy. Powyżej przytoczyłem jedną z rozmów, które odbyłem. Wszystkie pozostałe był jednak prawie identyczne. Różniły się tylko czasy emisji, rodzaje kampani i produktów, czasem jakieś dodatkowe opcje.

Zawsze rozmowa zaczyna się od sformułowania: wybraliśmy Pana blog z listy kilkuset blogów (liczba rośnie lub maleje). Często, osoba reprezentująca agencję, nie jest nawet świadoma jakiego segmentu technologi dotyczy DailyTECH.pl. Podejrzewam, że widzą jednie słowo TECH w nazwie bloga i na podstawie jego obecności kwalifikują DT do kampani.

Poźniej, po rozmowie telefonicznej, dochodzi jednak do pogłębionej analizy zakwalifikowanych blogów oraz serwisów i okazuje się, że kryterium jakim jest obecność słowa TECH jest niewystarczające. Mam już trochę doświadczenia w tym czym się zajmuję i jestem świadom, że DailyTECH.pl nie pasuje do wszystkich kampani reklamowych. Nawet trochę mnie to cieszy.

Irytują mnie jednak osoby, które nie szanują czasu (swojego i mojego) oraz nie biorą odpowiedzialności za swoje deklaracje (nie dotrzymują słowa). Denerwuje mnie dyletanctwo i brak podstawowej wiedzy i rozeznania. Taki ktoś dzwoni do mnie, budzi mnie (pracuję nocami), obiecuje mi przypływ pieniążków (a tych mi nie zbywa) i nigdy więcej się oddzywa, nawet żeby poinformować mnie, że nie skorzystają z reklamu u mnie (odrobina biznesowej kultury napewno by nie zaszkodziła).

Pracowników agencji PR, którzy będą czytali ten wpis (szczególnie tych, którzy współpracują z blogosferą) proszę o potraktowanie go poważnie. Problem „obiecanek, cacanek” nie zaczął się w styczniu. Takie telefony otrzymywałem przez cały miniony, 2010 rok. Problem nie dotyczy również tylko mnie. Wielokrotnie słyszałem podobne uwagi od koleżanek i kolegów z blogosfery.

Czara goryczy większości z nas (blogerów współpracujących z Wami) już niedługo się przeleje. Bardzo poważnie zastanawiam się nad sformułowaniem i opracowaniem „Krajowego rejestru kiepskich agencji PR”. Powinienem użyć zapewne słowa „nierzetelne” bardziej niż „kiepskie”, ale jakoś skrót KRKAPR bardziej mi odpowiada. Myślę jednak, że żadna agencja nie chce znaleźć się w takim rejestrze z wiadomych przyczyn.

Szanujmy się wzajmnie, a środowisko, w którym pracujemy będzie lepsze.

Comments 14

    1. Post
      Author
  1. Generalnie w tym temacie popełnił mi się kiedyś wpis
    http://blog.2edu.pl/2011/01/5-zasad-wysyania-note

    Jeśli PR-owiec zadzwonił to i tak dobrze, w większości wypadków bloger trafia do bazy mailingowej i dostaje serie newsletterów. Na szczęście nie wszyscy tak mają i bardzo dobrze współpracowało mi się z firmą Edelman.

    Idzie ku dobremu

    1. Piotr.

      Tekst ok, z wieloma rzeczami się zgadzam natomiast podarowałbym sobie kilka komentarzy pod niektórymi częściami tekstu o lizaniu itp.
      Jeśli to ma trafić do osób, które mogą chcieć współpracować z Tobą to szanuj ich swoim słowem pisanym skoro sam od nich tego oczekujesz.
      Daj pierwszy przykład.

      Pozdrawiam.
      Robert

  2. PRzykro mi czytać o tym, że agencje PR zajmują się kupnem powierzchni reklamowych na blogach zamiast nawiązywać z nimi relacje. Czy jesteś Pawle pewien, że to głównie PR-owcy do Ciebie dzwonią? Jeśli rzeczywiście tak się przedstawiają to jest to wielka szkoda dla public relations.

    1. Luizo, z całym szacunkiem, ale Maciek nie opublikowałby tego wpisu, gdyby miał choć cień wątpliwości co do mojej orientacji w terenie. Wiem kto do mnie dzwonił i dzwoni nadal. Część tych nazwisk jest dobrze znana w środowisku.

      1. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, ale musiałam spróbować szczęścia, że może użyłeś uogólnienia.. Sam wiesz, że teraz wszystko nazywa się PRem – taka moda. Niestety, panuje też moda na studiowanie PRu, a uczelnie nie zawsze znajdują wystarczająco wielu odpowiednich wykładowców…

        Pozostaje nam edukować się nawzajem. Dzięki za ten wpis – dobrze, że o tym piszecie – kropla drąży skałę. Btw. o 8:00 nie dzwoni się do nikogo… Pozdrawiam

  3. Na polskim rynku działa wiele profesjonalnych i rzetelnych agencji. Z tymi współpracuje mi się bardzo dobrze, czego efekty widać często na blogu.

    Agencja, w której pracujesz do nich nie należy;)

  4. Luiza, dziwisz się takiemu zachowaniu? Bo ja nie. Takich przykładów w naszej branży (bo ją reprezentuje na co dzień) jest mnóstwo. Często takie zachowania wynikają z tego, że marketingowcy mylą PR z reklamą/PRomocją. I później wychodzą takie sytuacje, jak w przypadku Pawła. Zresztą ja od dawna dawien apeluje o to, aby zawód PR był w jakiś sposób koncesjonowany, aby pierwszy lepszy ktoś nie mógł się nazywać PRowcem (lub PRówką ;)) i szargać ten zawód w takiej sytuacjach, jak ta. Po za tym nic nowego, że w rodzimej branży PR jest spora część ludzi, która nie czuje potrzeby dokształcania się, woli odcinać kupony od dotychczasowych profitów, aniżeli poznać, co to są te blogi, ile jest ciekawych i interesujących blogów w Polsce zajmujące się tematyką, którą firma interesuje. I co do traktowania blogera jako kolejnego 'jelenia', którego dopisuje się do nieszczęsnego newslettera – to już w ogóle amatorstwo. Amatorstwo, które biję w osoby z mojej branży starające się podchodzić do relacji z blogerami w sposób unikalny, normalny, po prostu ludzki sposób. Wracając jeszcze do Twojego rankingu Pawle, to tak polecam, abyś zrobił ranking tych agencji, które wiedzą, co jest pięć z tymi blogami. Które orientują się, które w Polsce blogi są czytane z danej tematyki. To dopiero było by coś.

    1. Marcin:
      nie do końca zgodzę się z opinią regulacji rynku. Cały PRL to była jedna wielka regulacja i jak to się skończyło … ?
      Każdy produkt czy usługa przechodzi różne fazy wzrostu i rynkowej regulacji. Widocznie PR jest jeszcze przed rynkowym oczyszczeniem z czarnych owiec. Wolny rynek to podstawa, gwarancja zdrowej konkurencji.
      Regulacje tylko generują koszty patrz rynek farmaceutyczny, prawniczy czy inne.

      Jedną wielką bezsensowną regulacją jest ustawa o zamówieniach publicznych w formie w jakiej jest.
      Nikt mnie nie przekona a wiem to z doświadczenia, że bez tej ustawy można kupować dużo bardziej efektywnie i taniej.

      1. Robert, tak na początek, to nie sprowadzaj proszę mojego apelu porównując go z czasami PRL, ok? Bo to jest co najmniej niestosowne. Wolny rynek polega na tym, że ma pewne zasady. Zgadzam się z tym, że branża musi okrzepnąć, przejść etap "doświadczania", aby móc stać się tworem dojrzałym. Nie znam się na zamówieniach publicznych, więc nie będę się na ten temat wypowiadać. Chodzi mi stworzenie zdrowych zasad, kim może być PR'owiec, a kim nie może. Bo niedługo dojdziemy do takiego stanu rzeczy, że wszystko naokoło będziemy nazywać PR: propaganda, reklama, marketing szemrany – wszystko – nawet sprzedaż skarpetek 3 par w cenie 2 ;). Niestety wykluwania się etapu dojrzewania od dawien dawna nie widzę. Przykład? Wystarczy spojrzeć, co dzieję się ZFPR – polecam styczniowy numer "PRESS'a" na ten temat. Sama branża nie potrafi/nie chce/ma to gdzieś z walką z takimi przykładami, jaki jeden z nich dotknął Pawła.

        1. Marcin:

          już od dawna zwrot PR jest świechtany przez różne frakcje nie tylko zawodowe ale i polityczne dokładnie jak w PRL'u.
          Jak nie wiadomo na kogo zrzucić odpowiedzialność to najłatwiej na PR.
          Tematu ZFPR nie poruszam z wielu względów,..Kiedyś podjeli próbę reaktywacji pozytywnego wydzwięku słow PR a efekty oceń sam prosze.

Skomentuj Piotr Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *