32

Motywacja według Mateusza Grzesiaka – taki eksperyment społeczny

To będzie dobry rok. I nie mam na myśl „roku mobile” czy też odkrywania i nazywana kolejnych trendów (niedawno przeczytałem o „księcioseksualnych” – linku nie będzie, szkoda Waszego czasu).

Myślę, że to będzie rok „sprawdzam” dla branży coachingowej/motywacyjnej/psychologicznej/nadymanejTurboeksperckościj – jak zwał tak zwał. W każdym razie byłoby pięknie, gdyby głowach ludzkich mas „lajkujących” i „szerujących” głupoty udało się uruchomić myślenie, krytyczną analizę, wyciąganie wniosków i dopiero wtedy podejmowanie decyzji.

Wpis sprzed kilkunastu dni Mateusz Grzesiak i cały polski coaching kontra psychologia wywołał bardzo ciekawą dyskusję w przestrzeni coachów, motywatorów i psychologów – wiem, że będzie miał swoje interesujące konsekwencje. Dzisiaj zapraszam Was do pewnego eksperymentu. Brzydkiego eksperymentu – polegającego na powierzchownym ocenianiu waszych znajomych. Ale zróbcie go tylko tak dla siebie, w swojej głowie.

Zakładam, że część z Was widziała już motywacyjną petardę od Mateusza Grzesiaka – Motivation – Jesteś wyjątkowy? Jeśli nie, to proszę bardzo.

Jedni dla poprawy nastroju potrzebują dobrego filmu, książki spaceru czy treningu, niektórym potrzebę dostarczenia rozrywki wypełni „lip sync battle ustawka” czy kanał IsAmU.

Ten film nie pozostawia nikogo obojętnym. Albo się nim zachwycasz, odnajdujesz siłę, płyniesz z marzeniami. Chcesz  zdobywać góry, wstać TERAZ! z fotela, dumnie wyskoczyć w górę, ku najwyższej półce w swoim pokoju, po jeszcze lepszą książkę pozytywnego myślenia. Być może oglądasz ten film z lekkim rozbawieniem, albo zażenowaniem i zastanawiasz się, czy już dzisiaj dotarłeś do końca internetu.

A teraz ochłoń chwilę i odpowiedz sobie na pytanie co czujesz. Jak ten film działa na Ciebie. Pogadaj też z paroma znajomymi, podziel się wrażeniami i zbadaj reakcje, włącz myślenie.

Mając w głowie ten film (albo puszczając go w tle) podziel teraz swoich na trzy grupy (to będzie ta brzydka, nieetyczna część eksperymentu, polegająca na ocenianiu innych).

Pierwsza grupa to typowi hejterzy, plujący jadem na wszystko czego nie rozumieją, ci, którzy drugiego człowieka nazwą śmieciem, kurwą i każą mu wypierdalać z Polski tylko dlatego że reprezentuje inne poglądy polityczne, ma inne spojrzenie na kościół czy uchodźców. Tych wyrzucamy z pamięci i naszego eksperymentu. Wiemy co sądzą o tym filmie.

Druga grupa ludzi, to ci, którzy co chwila proponują ci jakiś biznes który zmieni twoje życie – ubezpieczenie, perfumy czy też rewolucyjny system zarabiania oparty na matrixowej macierzy amerykańskich naukowców. Tzw. „seminar junkies” – szkoleniowe ćpuny, którzy wierzą, że kupując jeszcze jedno szkolenie motywacyjne, jeszcze jeden pakiet książek rozwoju osobistego zaklaszczą rzeczywistość tak, że ta zgłupieje i sama, za pomocą tajemniczego sekretu, ześle im bogactwo i szczęście. Ciągle gdzieś ganiają za marzeniami, więcej w nich motywacji niż sensownej merytorycznej wiedzy, czasem ich podziwiasz za upór, czasem patrzysz na nich z politowaniem. Jak oni oceniają ten film? Pogadaj z nimi.

Trzecią grupą ludzi to ci, którzy twardo stąpają po ziemi skupiając się na rozwoju swojej firmy, zatrudniają dziesiątki ludzi – raczej rzadko spotkasz ich na scenie podczas motywacyjnych seminariów. Może nie znają wszystkich sekretów coachów i mówców motywacyjnych, ale mają wiedzę i doświadczenie w zarządzaniu przedsiębiorstwami, finansami i zasobami ludzkimi. Zobaczysz ich czasem na okładce jakiegoś biznesowego magazynu, czasem o ich kolejnych inwestycjach przeczytasz w jakiejś finansowej prasie. Nie muszą znajdować się na szczytach list TOP najbogatszych polaków i obnosić się bogactwem – są skupieni na pracy i rozwoju swojej firmy – mają wiedzę, doświadczenie i z tych dwóch przymiotów codziennie korzystają. Pogadaj z nimi, jak działa na nich ten film.

I ten eksperyment wcale nie ma na celu zaprowadzić się na stronę „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty” czy też krytykować każdy ruch Mateusza Grzesiaka czy innych coachów/motywatorów (specjaliści na siłę chcą odróżniać te dwa terminy – ale bohaterowie moich tekstów posługują się nimi równolegle).

Chciałbym aby zachęcił Cię do myślenia. W której z tych powyższych grup jesteś Ty? W której grupie są ludzie, którymi się otaczasz. W której z tych grup nastąpił motywacyjny orgazm i miliard serduszek w komentarzach? Masz dwie półkule mózgowe, całkiem sensownie połączone, zdobywasz wiedzę, doświadczenie – korzystaj z tego 🙂

A oto inne filmy do oglądania na każdy dzień tygodnia – mam tutaj propozycje na poniedziałek, wtorek, środę i czwartek – brakuje jeszcze piątku, soboty i niedzieli – możecie podrzucić w komentarzach 🙂

Comments 32

  1. I tak i nie. Za dr Jarczewską-Gerc:

    „Zgodnie z profesorem Łukaszewskim, największym znawcą psychologii motywacji w Polsce, (motywacja) to są wszelkie procesy odpowiedzialne za uruchomienie, ukierunkowanie, podtrzymanie i zakończenie działania. A my zawsze myślimy o tym pierwszym etapie motywacyjnym, o uruchomieniu. I o tych chęciach.

    „Przeciętnie proces motywacyjny musi składać się z dwóch faz: fazy motywacyjnej i wolicjonalnej. Faza motywacyjna, to taka, w której my mówimy sobie tak: ja chcę, chcę uprawiać sport, na przykład chcę regularnie biegać, uprawiać jogging. Ale druga faza to musi być faza wolicjonalna, odnosząca się do mojej siły woli, że ja to robię, że ja mam siłę, wytrwałość do tego, żeby codziennie wstać, założyć te buty sportowe i wyjść na zewnątrz. Dlatego motywacja zyskał złą sławę, ponieważ ludzie wyobrażają sobie tylko ten pierwszy etap – ja chcę coś osiągnąć. Natomiast wielu z tych mówców motywacyjnych nie mówi, jak to zrobić.

    „Gdy się im tak przysłuchuję – i to nie to, że jestem przeciwna tym wystąpieniom, tylko one często są koszmarnie drogie – to, co oni dają, to pozytywną energię. Oni potrafią natchnąć człowieka, wzmocnić jego samoocenę, poczucie własnej skuteczności. Ale to za mało.”

    Każde narzędzie ma jakąś funkcję, nie wydaje mi się jednak by warto było w oparciu o budowę narzędzia od razu kategoryzować ludzi. Akurat social media to najgorsze możliwe środowisko, by po powierzchownych avatarkach zachowań publicznych oceniać wewnętrzne życie człowieka. Nie wiemy, na jakim kto jest etapie czego i po co coś robi wtedy, i w sposób, w jaki to robi.

    Niektórzy sportowcy przed meczem medytują. Inni słuchają agresywnego rapu. Jeszcze inni wyciskają pompki. A jeszcze inni czytają książkę. O ile zachowanie to jest zgodne z danym typem temperamentu i wcześniejszym przygotowaniem, każde narzędzie może znaleźć swoje zastosowanie.

    1. Wszystko ładnie, pięknie tylko jak weryfikujesz „każde narzędzie może znaleźć swoje zastosowanie” jaki model ewaluacji proponujesz, do określenia, że dana technika okazała się skuteczna?

      1. Prosty, profesjonalny. Coach to osoba, która pracuje z klientem. Wcale nie jest to relacja tak bardzo odległa od psychoterapii, różni się rodzaj problemu, poziom zaufania, płaszczyzna tematów no i kwestia wykształcenia i potrzebnych kompetencji eksperta (psychoterapia jest o niebo trudniejsza i wymaga niesamowitych przygotowań, by nie skrzywdzić klienta).

        Co do odbiorców – jeśli ktoś dopiero zaczyna budowanie nowych nawyków i potrzebuje silnych bodźców, niech sobie korzysta z czego chce. Coachom publicznym bliżej do mówców motywacyjnych, co też jest ciekawą i często potrzebną funkcją społeczną. Tutaj ich odbiorcy pewnie nie mają fachowej superwizji, ale też i nie taka jest rola takich komunikatów.

        Mam pytanie zwrotne – a co kogokolwiek obchodzi poza danym zainteresowanym, czy dane techniki są dla niej / niego skuteczne? 🙂

        1. „czy dane techniki są dla niej / niego skuteczne? :)” i tu dochodzimy do całego kuriozum „rozwoju osobistego” wydajemy setki złotych, poświęcamy dziesiątki godzin ale nikogo nie interesuje czy ma zwrot z inwestycji. Dzięki czemu, każdy może zostać Coachem. Skoro nie ma oceny jakości pracy czy danych technik.

          P.S. LAGATy (~ewenty motywacyjne) też okazały się bezwartościowe w kontekście zmiany.

          1. Może masz rację, a może nie masz. Nie mamy tutaj danych. Ja za takimi eventami nie przepadam, choć jest jedna konferencja, którą uwielbiam; ciężko mi zatem przyjąć konkretną opinię.

            Znam parę anegdotycznych przykładów ludzi, którzy np. próbowali eventami motywacyjnymi pokonać barierę w umiejętnościach sprzedażowych a w efekcie zmienili branżę i w jednym przypadku bezpośrednim efektem były odważne, ale szczęśliwe oświadczyny 🙂 Więc jak ktoś umie w introspekcję i wie PO CO z czegoś korzysta, jest dobrze, niech płaci ile chce, bo tego nie zmarnuje. A jeśli nie wie – no to w tym wypadku w sklepach nie powinno być 95% produktów, bo na wszystko można przepuścić majątek i zrobić sobie krzywdę.

          2. Odnośnie danych polecam „Evaluating a Large Group Awareness Training: A Longitudinal Study of Psychosocial Effects”. W skrócie odnotowano wyłącznie krótkotrwałe efekty bez wpływu na długoterminowe zmiany.

            „parę anegdotycznych przykładów” – świetnie zdajesz sobie sprawę, że to żaden naukowy ani statystycznie istotny argument.

            „nie powinno być 95% produktów, bo na wszystko można przepuścić majątek i zrobić sobie krzywdę” – w przypadku produktów masz walidację. Ma być tyle i tyle białka, takich toksyn być nie może, sok ma być sokiem, a napój ma inną zawartość itp.

            W przypadku RO masz obietnice, której nie potrafisz zweryfikować. Czyli nie wiesz czy Twój sok miał 100% soku (zweryfikowane narzędzia) czy może to była sama woda.

          3. Kontynuujesz zmianę tematu.

            Oceniasz przy pomocy tej publikacji i niezrozumiałego dla mnie przyrównywania do chemicznych składów produkty komercyjne, publiczne, nastawione na wywoływanie pewnego wrażenia w szerokiej grupie, a krytyka skierowana jest w grupę zawodową ludzi, którzy wykonują świetną pracę 1:1 z potrzebującymi klientami. Bez zachowania tego rozróżnienia ta rozmowa nie ma sensu 🙂

            /Peace.

          4. „Oceniasz przy pomocy tej publikacji i niezrozumiałego dla mnie przyrównywania do chemicznych składów produkty komercyjne” – ależ oczywiście musisz mieć standardy. Jeżeli ktoś obiecuje Ci X to to powinno być X. I nie ważne czy to będzie sok, bilet na autobus czy coaching. LGATy to tylko nawias pokazujący, że wielu trenerów ( nazywających się coachami) między innymi bohater wideo promują spędy, które nie dają efektów które są obiecywane. Idąc dalej dlaczego mielibyśmy ufać w innym narzędziom tego Pana w innych przestrzeniach zmiany?

          5. Co do afirmacji, chcę zobaczyć jakieś badania przy DŁUGOTRWAŁYM i wielokrotnym ich wykorzystywaniu oraz zapewnieniem, że ludzie na których było przeprowadzane badanie nie są beznadziejnymi przypadkami z depresją lub czymś podobnym – bo, dla takich przypadków, stosuje się narzędzia terapeutyczne dużo cięższego kalibru. Nie widziałem ani jednego konkretnego badania – wszystkie jakby na odczep się, chyba że źle szukałem. Afirmacja u osoby, która nie jest wobec nich sceptyczna oraz rozumie, że potrzebuje „lekkiej” pomocy np. w podniesieniu pewności siebie czy odwagi do działania, może jak najbardziej zadziałać i raczej zadziała, a już na pewno warto spróbować. Skoro jednym z głównych argumentów padających przeciwko motywacyjnym materiałom czy narzędziom jest ich ogromna cena, to jak dużo kosztują afirmacje np. przed lustrem?

            Medytacja, afirmacje, czy różne „sztuczki” NLP, RTZ, mają tylko jedno zadanie, choć w różnej formie: sprawić, że na różne sposoby zaangażujemy się w zmianę naszych wyobrażeń, nawyków czy docelowo po prostu myśli, a więc ostatecznie samopoczucia, pewności siebie itd. Im dłużej to robimy, tym lepiej działamy. Natomiast jestem absolutnie przeciwny wydawaniu dużych pieniędzy, chyba że: kupujemy kilka książek w normalnych cenach i na ich podstawie się „wzbogacamy” mentalnie lub wykupujemy spotkania indywidualne z kimś uznanym. Tylko że w przypadku indywidualnych spotkań można chyba pójść po prostu do dobrego psychoterapeuty albo porozmawiać z przyjacielem realistą-optymistą.

            Podsumowując: narzędzia, których użycie sugerują niektórzy coachowie, czy ogółem wiedza, ta bardziej merytoryczna i szczegółowa – jest dobra i skuteczna. Niestety narzędzia te, jak i ta wiedza, mają bardzo złą reklamę, bo nie dość, że narobiło się domorosłych coachów, to jeszcze widać ewidentnie jak wyciągają od ludzi kasę. Myślę, choć doświadczalnie nie sprawdzałem, że dobry psychoterapeuta da taki sam lub podobny rezultat, jak dobry coach. Dobry coach stosuje po prostu wiele z narzędzi psychologii. Różnica jest taka, że ten drugi od nas prawdopodobnie wyciągnie sporo więcej kasy, choć tu trzeba pamiętać – ich książki drogie nie są, a jak się wie co kupić, to kupi się bardzo dobrze 🙂

          6. „przy DŁUGOTRWAŁYM i wielokrotnym ich wykorzystywaniu oraz zapewnieniem, że ludzie na których było przeprowadzane badanie nie są beznadziejnymi” – kiepska próba przesuwania bramki. Jeżeli są badania X to muszą zwierać czynnik Y, potem C potem W. Odpal badania i spójrz, że długotrwałych efektów nie ma. Weź to na klatę. Bo afirmacje mogą pobudzać do działania ale mogą również ZNIECHĘCAĆ bo buduje się zbyt dużą presję ale tego na Twoich kursach CI nie powiedzą.

            „Tylko że w przypadku indywidualnych spotkań można chyba pójść po prostu do dobrego psychoterapeuty albo porozmawiać z przyjacielem realistą-optymistą.” – dobrze mówisz.

          7. Podaj link do jakiegoś badania. Możesz rzucić linka do czegoś w j. ang. Szukałem wcześniej, ale głównie w polskim internecie. No i znalazłem, np. powtarzanie sobie afirmacji przez 4 minuty co 15 sekund, spisując jednocześnie swoje myśli na papier. Badanie zostało przeprowadzone na studentach. To, co ma działać po dłuższym stosowaniu, było badane przez 4 minuty, więc jasne jest, że badanie bez sensu. Widziałem też długotrwałe badanie, ale już jego efektów nie pamiętam – oprócz tego, że efekt nie był do końca jednoznaczny. W każdym razie wg mnie afirmacje działają wzmacniająco, nie są dla osób które są wobec nich sceptyczne lub mają depresje, bądź podobny stan, co pisałem wcześniej, bo jak właśnie piszesz – mogą powodować odwrotny efekt. Natomiast co do presji konkretnie – jeżeli czyta się dobrą książkę nawet od coacha, to jest w niej wyraźnie napisane, że nie możemy oczekiwać, skupiać się na oczekiwaniu. Zresztą część materiałów mówi wyraźnie – nie oczekuj, tylko doceniaj to, co masz. Działaj jak najwięcej, myśl pozytywnie, czy jak wolisz: realnie + wierz mocno w siebie. Ogółem to, co opisujesz, da się opisać jednym słowem: cierpliwość, co też jest często nadmieniane. Z nią nie ma presji. No ale właśnie, osoba która jest w „głębokim”, naprawdę złym stanie, raczej cierpliwa nie jest i nie będzie bez odpowiedniej terapii.

          8. Artur Król ma u siebie na blogu artykuł zbierający kilka takich badań: blog.krolartur.com/seminaria-szkoleniowe-nie-daja-efektow/

          9. Wygląda na to, że Artur Król opiera się na tym samym badaniu, o którym wspominałem wcześniej. Gdzie jest ta rzetelność badania, poparta długotrwałym stosowaniem afirmacji? W dalszym ciągu nie dostrzegam badania, które poruszyło tę kwestię na porządnie. Niestety badania mają to do siebie, że wyniki są zależne od różnych czynników, podobnie statystyka. Szkoda, że tak wiele badań nie jest przeprowadzanych rzetelnie.

            Zgodzę się co do jednego na pewno, w sumie znów, bo wcześniej o tym pisałem i wyjaśniał to Piotr: jeżeli ktoś nie potrafi przywołać pozytywnych wyobrażeń związanych ze sobą, jeżeli ktoś nie miał „pozytywnych” chwil związanych z tematem afirmacji, to efekt może być odwrotny od zamierzonego.

        2. „Mam pytanie zwrotne – a co kogokolwiek obchodzi poza danym zainteresowanym, czy dane techniki są dla niej / niego skuteczne? :)”

          Czy takie same pytanie zadałbyś w dyskusji o skuteczności leków homeopatycznych? Waga problemu tu nie jest taka sama, jednak to nie jest tak, że to jest tylko niewinny 'bodziec pierwszego etapu motywacji’. Koncepcja wykładu motywacyjnego sama w sobie nie jest zła (abstrahując już od tego jak rzeczywiście skuteczna może być). Problem, że bardzo często ludzie na tych eventach sprzedają nierealistyczne wyobrażenia i celowo uzależniają odbiorce, aby miał poczucie, że wyłącznie inwestując pieniądze w tego typu eventy są w stanie dokonać rzeczywistej zmiany.

          Ponadto wchodzi często w grę:
          – Warunkowanie ludzi, że jeśli nie robią czegoś niezwykłego lub wielkiego w swoim życiu to jest klęska i nie szanowanie własnego potencjału.
          – Nie ma rzeczy niemożliwych, sa tylko 'ograniczające przekonania’. Jeśli nie udaje się Ci się czegoś osiągnąć to jest w 100% Twoja wina. Predyspozycje i losowość to są tylko wymówki.
          – Tworzenie iluzji, że są jasne odpowiedzi na to jak osiągnąć szczęście i sukces. Jeśli natomiast dany guru dał Ci określone rady i nie zadziałały to musisz postarać się bardziej (zapraszamy na kolejne szkolenie za kilka tysiaczków).
          – Sprzedawanie własnych przemyśleń jako 'najnowocześniejsze narzędzia w psychologii’

          Tego typu aspekty są NOTORYCZNE w świecie wykładów motywacyjnych. Relatywizowanie, że na wszystko można przepuścić majątek i zrobić sobie krzywdę uważam za słabe.

    2. To jest taka klasyczna pop-motywacja, jak i pop-psychologia, pop-biznes i pop-sprzedaż. Niestety, u nas wszystko musi być pięknie opakowane. Więc „jesteś super”, fantastyczna pompa na ego, ale „rusz dupę i zapierdalaj” to już nikt nie powie… Niestety.
      Nie mam motywacji… Tak, jakby w życiu wszystko miało być gładkie, piękne, normalnie po prostu bajka… Nie. Życie to praca, to czasami rozczarowania i zapierdalanie. Wystarczy po prostu robić swoje.
      Konsekwencja i samodyscyplina, a nie motywacja. To jest takie przesunięcie jak rzetelnej sprzedaży do „ekscytacji produktem”. Rzetelna sprzedaż to poważny marketing, ciężka praca, gromadzenie leadów, a nie same rozmowy sprzedażowe.
      Powiem wprost: ta cała „motywacja” to pompa na ego. Tak, możesz wszystko. Tak, możesz osiągnąć każdy cel. Tak, jesteś fantastyczny.

      Ale skoro taki jest, to do diabła, czemu nie osiągał samodzielnie celów? Czemu taka osoba nie wzięła się za naukę nowego zawodu, albo badanie nowej branży? Bo nie miała motywacji?

      Otóż nie. Bo jakiś syf ją blokował. Niskie poczucie własnej wartości, perfekcjonizm, strach przed porażką, odrzuceniem, neurotyczna osobowość, poszukiwanie natychmiastowej gratyfikacji, mitomaniakalne przekonanie o własnym geniuszu połączone z brakiem nauki, zabetonowanie we własnych poglądach… Aby pokonać wielkie blokady trzeba wielkiej motywacji. Ci, którzy nie mają wielkich problemów, z łatwością motywują się do wyjścia na siłownię. Ci, którzy mają ze sobą problemy, mają z tym problem.

      Bill Gates musiał zatem mieć największą motywację w historii świata, prawda? Bzdura. On po prostu miał świadomość swojej inteligencji, został dobrze wychowany na pewnego siebie i swojej wartości człowieka. Takiego, który lubi się uczyć i ciężko pracować. On wcale nie miał miliardy razy wyższej od Ciebie motywacji.

      Jeśli nie masz motywacji, aby zapisać się na siłownię, mimo, że wiesz, że czeka Cię bolesna cukrzyca, jeśli nie masz motywacji, aby zapisać się na pieprzony kurs wózka widłowego, choć nie stać Cię nawet na komfortowe życie, jeśli nie masz motywacji, aby zwyczajnie spróbować założyć branżowego bloga, czyli rzecz kurewsko banalną, to masz problem z sobą. Nie masz problemu z motywacją. MASZ PROBLEM Z SOBĄ.

      Możesz się pompować, możesz powtarzać sobie jak fantastyczny jesteś, ale COŚ JEST Z TOBĄ NIE TAK, skoro zrobienie kilku brzuszków lub poczytanie przez pół godziny książki „jak robić strony internetowe” urasta u Ciebie do rangi heroicznego zadania.

      Najpierw rozwiąż to, co Ciebie stopuje, co blokuje, a dopiero potem zajmij się kreowaniem motywacji.

    1. Nie zgadzam się.
      Jeżeli mówimy o ludziach z jakąś skazą, która uniemożliwia im prawidłową ocenę sytuacji i w efekcie są po prostu wyzyskiwani to nie powinno się nad tym przechodzić ze wzruszeniem ramion. Szczególnie jeśli te osoby są poddawane manipulacjom (reklamą, poleceniami itd.).

      1. Hej Arnold,
        Nie wiem czy nie zgadzasz się z komentarzem czy też całym artykułem. Moim celem nie była aprobata i poklask, ale pokazanie sytuacji z innej strony. Nie przechodzę nad tematem ze wzruszeniem ramion i dlatego się zabieram zdanie, piszę artykuły na blogu. To fakt, sprzedaż na eventach motywacyjnych należy do najostrzejszych i nie pogardziłby takimi technikami niejeden sprzedawca kołder czy też garnków za kilka tysięcy złotych. Dlatego warto o tym mówić i ostrzegać. Jednak jak w przypadku odchudzania możesz mniej żreć i dużo się ruszać, więc chudniesz. Możesz też kupować tabletki odchudzające i czuć się ofiarą nieuczciwych koncernów, które „wyłudziły” od ciebie masę pieniędzy.
        Druga kwestia to ciekawa jestem o jakiej skazie u ludzi mówisz, bo to może jest punkt, w którym rozjeżdżamy się w ocenie sytuacji?

        1. Nie zgadzam się z Twoim komentarzem usprawiedliwiającym wszystko prawem popytu i podaży.
          A co do skazy to chodzi mi o niezdolności do należytego rozeznania w sytuacji, obojętne czym spodowaną.

  2. Czy tylko ja mam takie wrażenie, że intonacja, sposób mówienia jest jakiś taki sztuczny, tak jakby czytający na siłę starał się włożyć w tekst emocje, ale te emocje nie są prawdziwe? Tak jakby sam do końca nie wierzył w to co czyta?
    Co do coachingu i motywacji, to spotkałem się z ciekawą opinią, że jest to skuteczny, ale drogi, sposób zabicia wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłem żeby się zmienić. Idę na szkolenie, płacę X zł, kupuję sobie w ten sposób czas, np. miesiąc, dwa, pół roku, w którym nie mam wyrzutów sumienia, że czegoś nie robię, bo byłem przecież na drogim szkoleniu. A, że tylko byłem i nie mam sił niczego zmienić to potem znów idę na następne szkolenie, znów kupuję dobre samopoczucie, że przecież wykonałem pierwszy krok, itd., itp.czas.
    I tak się ten biznes kręci…

    1. Pan Grezesiak nie ma wyćwiczenia lektorskiego. Co innego operować głosem „na żywo”, a co innego pod filmy. Wepchnięte też są zwroty z NLP (np. o modelu) budujące dysonans proste-vs-przeteoretyzowane. Na dokładkę obróbka jego głosu nie jest na najwyższym poziomie. Można było trochę zmiękczyć piki… Tylko wtedy wszystko by się łączyło w dopieszczoną nienaganną całość, nie dającą tak cennych wątpliwości typu „te emocje nie są prawdziwe?” 😉

  3. IMHO tekst jest straszny – pełen banałów i pustego gadania. W dodatku przygotowany w stylu trailera do jakiejś superbohaterskiej sagi – jakby autor koniecznie chciał wzbudzić w widzach silne emocje, a w gruncie rzeczy nie miał nic do powiedzenia.

    I jeszcze jedna uwaga do autora tekstu – dlaczego zakładasz, że czytelnicy obracają się w takich wąskich kręgach. Czemu nie bierzesz pod uwagę tego, że mają znajomych z fajną etatową robotą? Albo zadowolone z życia mamuśki na wychowawczym? Dlaczego znowu jedynym wymiarem sukcesu ma być WŁASNA FIRMA?

    1. Dlaczego w ogóle autor zakłada, że ludzie poruszają się w różnych kręgach, że znają jakichś „hejterów” (cokolwiek by to znaczyło), albo szkoleniowych ćpunów itd.?

  4. Dżisus Maria!
    Napisałbym, że wisisz mi 5 minut życia, ale pewnie wyszedłbym wtedy na marudę 😉
    Nie dałem rady oglądnąć tego do końca – na kogo wychodzę?

Skomentuj Arnold Buzdygan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *